GR20 – Etap 7 (Manganu – Petra Piana).
W opisie tego etapu nie będzie dużo zdjęć. Natomiast był to etap, o którym będę pamiętał jeszcze długo. A oto dlaczego.
Poprzednia noc nie należała do spokojnych. Burza zaczęła się o 19.30 i trwała bez przerwy około dwie godziny. Siła deszczu, który spadał na namiot sprawiała, że miałem wrażenie, że ktoś stoi nad nim i uderza z całych sil. Dodatkowo grzmoty i błyski rozjaśniające na biało całe niebo. Nie potrafiłem zasnąć. Liczyłem sekundy pomiędzy błyskami i grzmotami, czasem było to 7-8 sekund, czasem 2-3. Miałem wrażenie, że jesteśmy w kotle i burza kreci się wokół nas nie oddalając się zbyt daleko.
Krótki sen był przerywany na dłużej około pierwszej i piątej w nocy, gdy zajmowałem się uszczelnianiem mojego miejsca noclegowego, pakowania śpiwora w nieprzemakalny pokrowiec, zdejmowania go i dokładania do niego również materaca. W takim nieprzemakalnym kokonie spędziłem całą noc.
Po nocy wychodzę z namiotu i widzę kilka osób wychodzących na szlak. Widoczność jest bardzo mała, w powietrzu unosi się mgła i pojawiają się przejściowe opady deszczu. Wymieniam parę zdań z wędrowcami, którzy też spali pod namiotami. Część z nich decyduje się przeczekać jeden dzień w schronisku na lepsza pogodę, część z nich chce opuścić szlak i dojść do kolejnych etapów przez niziny. Etap, który na nas czeka startując z wysokości 1600 metrów dochodzi do 2225 metrów oraz zawiera sporo stromych przejść (część zabezpieczonych łańcuchami).
Jest to również etap, który przy dobrej pogodzie pozwala podziwiać dwa jeziora – Melo i Capitello.
Zastanawiam się co robić. Z jednej strony nie chce schodzić ze szlaku (celem jest przejście całego GR20), z drugiej pogoda nie sprzyja wyjściu, tym bardziej w pojedynkę (nie wspominając o podziwianiu widoków). Kieruje się w stronę schroniska i wchodząc do sali pytam się, czy ktoś dziś wychodzi na szlak w stronę schroniska Petra Piana. Okazuje się, że do wyjścia szykuje się kanadyjska para, umawiamy się za pół godziny przy schronisku.
Wracam do namiotu, składam wszystkie przemoczone rzeczy razem z namiotem, przygotowuje śniadanie i po szybkim posiłku, z plecakiem na plecach melduję się przy wyjściu na szlak. Aparat fotograficzny chowam szczelnie do kieszeni, kijki przymocowuję do plecaka (wiedząc, że szlak przechodzi przez strome miejsca, wolę mieć w taką pogodę wolne ręce).
Dołącza do nas jeszcze jedna osoba (wędrowiec, który podsłuchał naszą rozmowę) i w czwórkę wychodzimy na szlak. Zatrzymujemy się po około 30-stu minutach, szybkie pytanie kto ma jak na imię, osoba, która do nas dołączyła robi parę zdjęć i kontynuujemy drogę.
Pierwszą dłuższą przerwę robimy przy przełęczy Bocca à e Porte (2225m). Krótki posiłek wśród mgły, widoczność na klika metrów, kilka pamiątkowych zdjęć. Miły wędrowiec proponuje mi, że będziemy mogli wymienić się później mejlami i podeśle mi zdjęcia, na których jestem. Sam prosi mnie również, żebym zrobił mu parę zdjęć.
Po kilku godzinach marszu dochodzimy do schroniska. Pierwsze pytanie, które zadaję dozorcy schroniska – czy są wolne miejsca noclegowe w schronisku? (nie uśmiecha mi się spędzenie kolejnej nocy pod namiotem). Żadnych wolnych miejsc…jeśli ktoś, kto rezerwował się nie zjawi, to miejsce będzie dla mnie. Wychodzę z domku dozorcy i od razu zwraca się do mnie Daniel (wędrowiec, który dołączył do naszej trójki) z informacją, że on rezerwował wcześniej dwa miejsca – nie mogla przyjechać z nim jego córka – i pomimo odwoływania jednej rezerwacji nie otrzymał żadnej wiadomości. Tak wiec ma dodatkowe miejsce i mi je proponuje. Dziękuję mu i kierujemy się do schroniska, by wybrać miejsca. Następnie gratulujemy sobie przejście etapu dobrym, korsykańskim piwem – Pietra.
Popołudnie i wieczór mija na pogawędkach z innymi wędrowcami, próbach suszenia namiotu i innych rzeczy. Daniel okazuje się być Szwajcarem, dla którego GR20 nie jest nowością, był już na tym szlaku raz. Pamiętam jedną z jego anegdot – Gdy chodzi się po górskich szlakach w Szwajcarii lub innych niż korsykańskie regionach Francji (np. w Wogezach), to szlaki są w miarę zadbane, kamienie i przeszkody są poza wydeptanymi ścieżkami. Natomiast na Korsyce ma się wrażenie, że strażnicy korsykańskiego parku przed sezonem turystycznym wychodzą na szlaki i dorzucają kamienie na ścieżki, coby przypadkiem nie było za łatwo.
Wymieniamy się z Danielem mejlami i dziękuję mu jeszcze raz za miejsce noclegowe oraz za przesłanie zdjęć.
Noc nie należała do spokojnych. Drzwi schroniska były wielokrotnie otwierane przez porywy wiatru, na nic nie zdawały się próby blokowania wejścia kijkami lub plecakami. Namiot, który rozłożyłem przed wejściem do schroniska łopotał na wietrze. Kilka razy wychodziłem sprawdzić, czy jest dobrze przymocowany.
Obudziłem się o godzinie piątej. Po śniadaniu w kuchni schroniska pośród dwóch wędrowców śpiących na podłodze wychodzę na szlak o godzinie 6.20. Jest chłodno, wieje wiatr, a widok zasłania ciągle obecna mgła. Razem ze mną wychodzi trzech innych wędrowców, ale po kilku minutach rozdzielamy się.
Gdy wychodziłem na szlak, Daniel spał jeszcze w swoim śpiworze. Wspominał, że nie ma określonych planów na następny dzień – albo dalszy etap, a może jakiś szczyt. Ja kontynuowałem GR20 i już po powrocie na kontynent do domu, przy przeglądaniu wiadomości korsykańskich wyczytałem wiadomość, ze żandarmeria wraz z rodziną poszukuje zaginionego Szwajcara, który nie powrócił ze szlaku GR20. Na początku nie skojarzyłem tych informacji, ale gdy zobaczyłem zdjęcie osoby poszukiwanej dotarło do mnie, że chodzi o Daniela, o osobę, z którą przeszedłem jeden etap szlaku GR20 i z którym spędziłem noc w schronisku. Zadzwoniłem od razu na wskazany numer żandarmerii. Nocleg w Petra Piana miał miejsce z ósmego na dziewiątego lipca, od policjanta, z którym rozmawiałem dowiedziałem się, ze ślad o Danielu zaginął 10 lipca w okolicach Vizavonny. Przekazałem wszystkie informacje, które mogłyby się przydać i tak skończyła się nasza wymiana zdań. Od tamtej pory śledziłem na bieżąco jak przebiegają poszukiwania. Dwudziestego piątego sierpnia ukazała sie notka w szwajcarskiej gazecie, że rodzina Daniela informuje o zakończeniu poszukiwań, będąc pewną o wypadku w górach, jako przyczynie zaginięcia…